*Ashton's P.O.V*
- Co to były za dziewczyny? - zapytał Luke.
- Margaret i Rose. Pierwsza to ta, którą prawie potrąciłem dzisiaj. Z naszymi znajomościami zdążyłem się zorientować trochę skąd pochodzi i parę innych istotnych rzeczy.
- Ty to masz łeb, zresztą zawsze miałeś do takich rzeczy.
- Jednak trochę doświadczenia mam - klepnąłem kolegę w ramię i odpaliłem mustanga. - To jedziemy, bo pewnie już czekają. Michael się wkurzy jak się spóźnimy. Calum pewnie nawet nie zauważy, za dużo dziewczyn tam będzie żeby się nami przejmować.
- Racja - przyznał Luke.
Ruszyłem na pełnym gazie. Kocham warkot tego silnika, cudowna muzyka dla moich uszu. Mustang gnał przez miasto wymijając wszystko, co spotkał na swojej drodze. Po dziesięciu minutach podjechaliśmy pod dom naszego przyjaciela.
- Czy wy kiedykolwiek wpadniecie punktualnie na jakąkolwiek imprezę? - zapytał poirytowany Michael.
- Lepiej późno niż później. - zaśmiałem się i wszedłem do środka. Jak zwykle tłumy bawiły się w dużym salonie połączonym z jadalnią i kuchnią. Na pierwszy rzut oka wyhaczyłem już kilka zgonów.
- Coś czuję, że to będzie długi wieczór... - stwierdził Luke.
Z daleka dostrzegłem machającego nam Caluma. Podszedłem do niego.
- Cześć stary. Którą już dzisiaj wyrwałeś? - zaśmiałem się.
- Dzisiaj sobie odpuszczam. Czas dorosnąć, znaleźć porządną i nie skakać z kwiatka na kwiatek. Czasy szaleństw się skończyły, teraz mam moją Megan.
- Widzę postępy. - trudno było mi zachować powagę. Calum i poważny związek? Dziwne, ale może w końcu prawdziwe.
- A ty jak tam w tych sprawach? - spytał drwiąco.
- Ja to będę wiecznym singlem, żadna mnie nie chce - stwierdziłem sarkastycznie z udawanym smutkiem.
- A weź spadaj, jeszcze będziesz chciał, żebym ja ci coś poopowiadał.
- No jest taka jedna. Dzisiaj ją poznałem. Ale nie jest taka sama jak te dotychczas.
Czy ja to powiedziałem?! To była tylko moja głośna myśl...
- Co masz na myśli, że nie taka sama? - Cal zaśmiał się szyderczo.
- Udaje niedostępną, tajemniczą, czasami nawet lekko agresywna. Dogryza, a jak już chcesz iść to nie chce cię wypuścić ze swoich szponów...
- Uważaj, takie są najniebezpieczniejsze. Zakochasz się jeszcze i co wtedy.
- Może wtedy dorosnę uczuciowo tak jak ty - uśmiechnąłem się i poszedłem do kuchni po coś mocniejszego.
A co jeśli ona serio tak na mnie podziała - rozmyślałem powoli sącząc drinka.
Może lepiej uciec póki nie jest za późno, dać sobie z nią spokój. Ale nie wiem czy potrafiłbym. Co za dziewczyna... W jeden dzień tak zawrócić w głowie i to do tego mi. Mi? Wcześniej wątpiłem, że to w ogóle możliwe, a teraz co?! Już nigdy nie będę szalał na drodze bo znów jakąś prawie potrącę i będę miał tylko problemy.
W tym momencie mój telefon zawibrował. Sms:
" Czeeść. Nie wiem, czy wystarczająco szybko napisałam, ale nie wiedziałam co napisać, więc po prostu się zapytam: Co tam? :-) "
Uśmiechnąłem się. Z takiej ostrej w taką słodką? No nieźle. Tylko co jej odpisać...
Po chwili zastanowienia odpisałem: "Wszystko dobrze, siedzę na kanapie i piję drinka. A mogłaś tu być ze mną. Dlaczego nie mogłyście jechać z nami?"
W oczekiwaniu na smsa skoczyłem po kolejnego drinka.
Odpisała.
"Ja chciałam, ale koleżanka nie czuła się zbyt dobrze i musiałyśmy wracać."
Niezła ściema, całkiem zdrowo wyglądała ta Rose. No ale trudno.
"Nic się nie stało, następnym razem nie będziecie mogły nam odmówić. :-)"
"Nawet nie chciałabym odmawiać. Muszę kończyć. No wiesz, szkoła itd... Paa ;-)"
Spojrzałem na zegarek. Co?! Już pierwsza w nocy?
"Rozumiem, śpij dobrze ;-*"
Po chwili poszukiwań znalazłem Michaela. Siedział z Calem i Lukiem na kanapie w salonie. Zachciało im się zawodów kto więcej wypije...
- Mikey, nie pij tyle, bo ci włosy przefarbuję jak będziesz spał - trzepnąłem go w głowę z uśmiechem. - Gdzie mam dzisiaj spać?
- Tam gdzie zwykle, dzisiaj sypialnia jest twoja.
- Dzisiaj śpię sam.
Mike spojrzał na mnie zdziwiony.
- Sam? No niedobrze, przyślę ci tam kogoś - zaśmiał się.
- Nawet nie próbuj, mam dość wszystkiego na dziś.
- To przez tą laskę? - zaśmiał się Cal.
- Udam, że tego nie słyszałem. Do jutra.
Co za oczy, mógłbym się w nie wpatrywać godzinami, dniami, miesiącami. Całe życie. Nienawidzę jej. Szczerze nienawidzę. Co ona ze mną zrobiła.
Kręciłem się z boku na bok, nie umiałem zasnąć, a gdy już prawie mi się udało nagle usłyszałem ciche pukanie do drzwi.
- Proszę... - wymamrotałem już porządnie wkurzony.
Do pokoju weszła jakaś postać. Nie włączyła światła. Kto to do cholery. Włączyłem małą lampkę na stoliku, która akurat oświetliła twarz mojego gościa.
- Czego ty tu chcesz... - wkurzyłem się podwójnie.
- Przyszłam cię odwiedzić, nie udawaj, że się nie cieszysz - usiadła obok.
- Ale mówiłem ci już coś Kate, z nami koniec, było i minęło - to była moja ex. - W tym momencie jesteś ostatnią osobą, którą chciałbym zobaczyć - rzuciłem oschłym tonem.
- Nie denerwuj się tak. Za chwilę sprawię, że w końcu się odprężysz, znów - po tych słowach wstała i usiadła mi na kolanach.
- Lepiej zejdź po dobroci, zanim cię zrzucę.
- Nie mam takiego zamiaru - zarzuciła mi ręce na szyję i zaczęła całować.
- Odwal się dziewczyno! - zrzuciłem ją na łóżko i wstałem.
- Przecież kiedyś ci się to podobało, nawet bardzo - spojrzała na mnie z tą swoją sukowatą miną i wstała.
- Wypierdalaj stąd, albo ja wyjdę... - wskazałem palcem na drzwi.
- Dobra. Idę - wyszła trzaskając drzwiami.
Zamknąłem się na klucz. Mam już dość. Nie wiem co się ze mną dzieje, jakoś mi duszno i jeszcze ona musiała tu przyjść. Zajebiście. Jestem ciekaw, którego to sprawka, ale zgaduję, że Mike'a. Nawet jeśli chciał dobrze, to mu się to zwyczajnie nie udało. Tej suki nie chcę widzieć na oczy. Wielokrotnie mnie zdradzała i to nie z jednym, a teraz sobie tu po prostu przychodzi i myśli, że może na coś liczyć. Choćbym miał do końca życia być sam, to z nią nie chcę mieć nic wspólnego. Jest tyle porządnych dziewczyn, za to tak dużo negatywnych opinii o mnie krąży po całym mieście. "Dupek, który zabawia się z każdą." to było typowe określenie na moją osobę. Po części była to prawda. Muszę się wyspać przed próbą.
*Margaret's P.O.V*
Wysłał mi buziaka! Nie wierzę! Ale i tak go nienawidzę. Nienawidzę go za te jego orzechowe oczy, nienawidzę za ten uśmiech i przede wszystkim za sposób, w jaki na mnie patrzy. Nienawidzę też faktu, że jest czwarta nad ranem, a ja o 6 muszę wstać do szkoły. A także nienawidzę tego, że widziałam go tak krótko, a tym bardziej, że tak na mnie działa. Podsumowując: Nienawidzę wszystkiego.
O szóstej zadzwonił budzik. Od dziś jego też nienawidzę.
Na wpół przytomna próbowałam zebrać myśli. Nie miałam apetytu, więc wzięłam do szkoły więcej jedzenia niż zwykle. Muszę opowiedzieć wszystko Rose. Choć nie było co opowiadać, bo to raptem tylko kilka smsów, to miałam ogromną potrzebę wygadania się jej.
- Wysłał mi nawet buziaka na dobranoc - podekscytowana zaczęłam machać rękami.
- Wow. To musi być miłość - odparła Rose znudzonym, sarkastycznym tonem.
- No dzięki, tak mnie wspierasz.
- Wykaże się, jak da ci prawdziwego, a nie jakiś dwukropek i gwiazdkę.
- Może da - wystawiłam język w jej stronę.
- A może nie - uniosła brwi.
- Zdziwisz się.
- No zdziwię się i to bardzo.
- To się zdziwisz.
Zaczęłyśmy się śmiać.
- Jakie poważne tematy poruszacie drogie panie? Czyżby to była twórczość szekspirowska? - rzuciła zimnym tonem nasza "najukochańsza" pani profesor. Tak, to była ta "suka".
- Gdyby się dobrze temu przyjrzeć, to tematy niczym z "Romea i Julii" - odparłam pełnym spokoju tonem. Kątem oka widziałam, jak Rose i cała klasa śmieją się pod nosem.
- Dosyć już tego. Jesteś za bardzo pyskata. Twoi rodzice zostaną o tym poinformowani.
- Przykro mi, ale codziennie się o tym przekonują, więc raczej to zbędne - kontynuowałam spokojnie.
- Milcz. Do dyrektora! - zaczerwieniła się ze złości i wskazała mi drzwi.
- Tak jest pani profesor - rzuciłam ironicznie, chwyciłam plecak i wyszłam z klasy.
Biedna Rose została tam sama, a ja wcale nie miałam zamiaru odwiedzać gabinetu dyrektora. Wyszłam na dwór i usiadłam na schodach. Spojrzałam na godzinę, 12:12. Ktoś mnie kocha. W tym momencie odezwał się mój telefon. Sms. Od Ashtona?! Uśmiechnęłam się szeroko. Włączaj się...
"Cześć, co słychać?"
Co słychać... Wcale nic ciekawego, oprócz tego, że siedzę na schodach tej zapchlonej budy, gdzie nie ma ani jednego porządnego nauczyciela, ale poza tym to wszystko ok.
"Wszystko dobrze. Siedzę w szkole. A u ciebie?"
"Próbę mam. Siedzę z kolegami"
"Próbę do czego?"
"Koncertu... Dużo by opowiadać, lepiej po prostu na niego przyjdź. Taka tam kameralna impreza plenerowa w tą sobotę o 20 na rynku."
"Z chęcią przyjdę. Więc widzimy się za trzy dni."
"Zobaczymy czy za trzy dni."
"Co masz na myśli?"
" ;-* "
No cudowna odpowiedź. Chociaż w sumie byłam z niej całkiem zadowolona.
Już po dzwonku. Rose dzwoni.
"Gdzie jesteś? Przyjdź do toalety na parter."
"Idę." - rozłączyłam się i weszłam do szkoły. Wszędzie pełno ludzi, w tym większość chłopacy. Dziewczyny stanowiły na moje oko jakieś 30% uczniów. Weszłam do toalety.
- Mówiła coś o mnie jeszcze? - zapytałam.
- Tylko tyle, że spyta dyrektora czy u niego byłaś.
- Zajebiście. Drugi dzień szkoły, a ja już mam dyrektora i upierdliwą nauczycielkę na głowie. Wprost idealnie.
Hej!:) Zapraszam Cię na GG Czat, gdzie miło i fajnie spędzisz czas. To proste! Dodaj ten numer gg:37841898 do kontaktów i w treści wiadomości wpisz "/join" :)
OdpowiedzUsuń